-Szybciej!-ryknął Łowca, popędzając konia solidnymi batami z zad.
Zwierzę zarżało i przyspieszyło. Odległość zmniejszała się z każdą sekundą. Mężczyzna z blizną na twarzy zmrużył powieki, sięgnął po łuk i pochylając się nieco w kulbace naciągnął cięciwę. Poczuł tylko jak lotki strzały muskają palce, a potem grot strzały przebił prawy bark ogromnego, włochatego demona Wendigo. Potwór ryknął, odwrócił się i wiedząc, że nie ma szans na ucieczkę zaszarżował na Łowcę. Ten zatrzymał gwałtownie konia i skoczył do góry odbijając się nogami od siodła.
Wylądował na ziemi, w locie sięgając po miecz. Zamachnął się nim w prowokacyjnym geście. Demon skoczył na niego, młócąc w powietrzu ogromnymi, zaopatrzonymi w szpony łapskami. Masywne szczęki kłapnęły na niego, tryskając śliną na wszystkie strony. Felsaroth uśmiechnął się pod nosem. Spojrzał na zwierzę przenikliwie. Dosłownie czuł krew pulsującą w grubych żyłach kreatury, wielkie, bijące serce, chrapliwy oddech w płucach. Jedna myśl wystarczyła, by zwierzę rzuciło się na ziemię rycząc wściekle. Łypnęło ślepiami zdezorientowane, nie wiedząc co zadało mu tak przenikliwy ból. Runęło ponownie do ataku. Trochę zabawy nie zaszkodzi, pomyślał. Odskoczył na bok, wbił miecz w ziemię, wysunął przed siebie nogę, a potem wyrwał klingę zza pleców i z impetem wpakował ją w kark Wendigo. Istota zawyła żałośnie, a potem w dzikich konwulsjach osunęła się na ziemię i skonała.
Łowca otarł klingę o kawałek brudnego materiału i schował miecz do pochwy. Poklepał konia po szyi, wskoczył na jego grzbiet i zwrócił się w kierunku Gildii. Spiął wierzchowca i pocwałował w kierunku powrotnym.