Patrzyła na niego i nie mogła w to wszystko uwierzyć. Nie wiedziała czy mówił poważnie czy też nie, te słowa były ciężkie do zniesienia. Spojrzała na swoje dłonie, a następnie na jego dłoń, która wskazywała swoje drzwi. Zastanawiała się czy on ma w sobie jakiekolwiek emocje, jego w ogóle to nie wzruszyło. Wyprostowała się i kompletnie zapomniała o swoich ranach. To dla niej było nic, w końcu gorsze rzeczy jej się przytrafiały.
- Jesteś mistrzem i nie powinieneś jej puszczać samej. Dobrze wiesz, że łowców jest coraz mniej i nie możemy pozwolić sobie na straty. Ponoć jesteś za nas odpowiedzialny, prawda? - zapytała. Jej głos nie drżał. Mówiła całkowicie spokojnie i poważnie.
- Wyjdź - skomentował jej wypowiedź. Lalima jednak nie dawała za wygraną, to nie było w jej stylu. Zrobiła krok w jego stronę i stanęła twarzą w twarz, nie okazując przy nim żadnego lęku.
- Nie - odpowiedziała twardo - wysłuchaj mnie do końca. Nie możesz być tak oschły. Pamiętasz swojego ojca? Pamiętasz jak uważnie rozmyślał nawet najbardziej błahe decyzje? Tak zachowuje się prawdziwy dowódca. Musisz się jeszcze sporo nauczyć. Zwłaszcza tego, by umieć przyznać się do błędu. A błędem było puszczenie jej samej - patrzyła mu prosto w oczy. Była pewna swych słów. Prawda była w tym, że słowa bolały najbardziej. I czuła, że jej słowa, go dotknęły. Nie miała prawa mówić o jego ojcu, ale musiała. Zawsze mówiła to, co uważała za słuszne czy też prawdziwe.
Nie powinna prawić mu takich morałów. Owszem, mogła tego pożałować. Jednak miała nadzieje, że przemyśli to, co powiedziała.
On stał nieruchomo i surowo się jej przyglądał. Ona cicho westchnęła i pokręciła głową, by następnie powoli się odsunąć i ruszyć w stronę wyjścia.
< Garen? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz