Noce są takie bliskie, czemu? Może przez swą samotność, może ciszę? Właściwie nad czym ja myślę? "Dziecko Nocy", wieśniacy z pobliskiej wioski mogliby sobie darować takie tytuły! Skąd im to przyszło do głowy?
Noc minęła cicho i w miarę spokojnie, dobrze że to już dzień. Powoli wstałem, włócząc nogami do czołgałem się do okna. Światło słońca niewiele zmienia. Czas wstawać. Zdecydowanym ruchem podszedłem do szafy i przebrałem się w to co zwykle. Ledwo otworzyłem drzwi, a przed nimi... Kto by inny - Sarah.
- Czego tu szukasz?
- Mam prawo tu być. - burknęła i zaczęła odchodzić w swoją stronę.
- Czego chcesz? - spytałem zakładając ręce.
- Idę po składniki, te co wczoraj. Mówię ci żebyś wiedział i nie robił rumoru na całą Twierdzę.
- Nigdzie nie idziesz! - podniosłem głos stanowczo. - Widzę, że nie dajesz sobie rady, pójdę do miasta i wezmę co potrzebne, a ty... Ty się stąd nie ruszaj. - chwilę urwałem - Zrozumiano?
Zmierzyła mnie wzrokiem i odeszła wielkimi krokami.
Nic to, więcej roboty. Powędrowałem do pokoju, wziąłem sztylety i łuk, czas odwiedzić te wioskę... Jak ona się nazywała?
Droga minęła w miarę szybko, zważywszy że mogłem przyśpieszyć chód teleportacją. Wolnym ruchem ręki nałożyłem maskę i zacząłem kroczyć w stronę dziedzińca i tym samym - stoisk. Ludzie patrzyli ze strachem i przysłaniając usta szeptali : "Łowca" , "Dziecko Nocy", "Potwór z Twierdzy" i tym podobne. Pierwszy stragan przyciągnął moją uwagę, kępy czarnego bluszczu pływały w brudnym słoiku. Kiedy przystanąłem przy ladzie ludzie uciekli jak przed Demonem.
- Czego tu chcesz Łowco? - burknął gruby i niski sprzedawca z siwymi włosami i wyraźną siwizną.
- Czarny bluszcz. - odparłem krótko i wskazałem słoik.
- Nic nie dostaniesz!
- Nie chcę tego brać, chcę kupić. - powiedziałem starając się mieć przyjazny ton.
- Hym... Dwadzieścia sztuk złota.
- Dwadzieścia? Słoik tego bluszczu powinien kosztować pięć.
- Być może, ale ty odstraszyłeś mi klientów więc dwadzieścia.
Moje oczy groźnie błysnęły, mężczyzna się cofnął.
- Chcesz mnie okradać?
- Nie masz prawa mnie straszyć.
- Ja? Straszę pana? Dam pięć monet, albo dwadzieścia i głowę grubego sprzedawcy. - zasyczałem nieprzyjaźnie.
Sklepikarz spojrzał na swój brzuch i spojrzał mi w oczy.
- Dobra, pięć.
Rzuciwszy monety udałem się w stronę Twierdzy. Droga była prosta, po powrocie dałem Sarah'y czarny bluszcz unikając dłuższych rozmów. Kolejny dzień, czemu mija tak szybko?
Znów noc, nerwy i stresy wracają. Coraz bardziej martwię się o resztę Łowców. To wszystko jest trudne. Muszę nad sobą panować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz